No doobra nie mogę nic znaleść więc... na początek coś smutnego: Po prostu piękne. Smutne, ale piękne.
Ona - ciągle uśmiechnięta, roztrzepana, szalona.
Miała pełno pomysłów na każdy dzień, na każdy wieczór.
To zawsze ona rozruszała każdą imprezę, nawet tę najsłabszą i nudną.
Miała wielu przyjaciół. Kochała ich z całego serca. Potrafiła nie spać całą noc, słuchając w słuchawce, jak jej najlepsza przyjaciółka opowiada o najcudowniejszej randce, jaką kiedykolwiek przeżyła.
Szczupła blondynka, duże niebieskie oczy... czasami wyglądała jak anioł.
Na ulicy każdy chłopak się za nią obejrzał.
Uśmiechała się i szła dalej. Dla niej wygląd nie miał znaczenia.
Pielęgnowała to, co w środku. A "tu" też była aniołem. Pomocna, uczynna.
Okaz energii. Ona, Elsa.
On uwielbiał imprezy, dziewczyny, alkohol i szybką jazdę.
Nauka szła mu ciężko, ale był chłopakiem bystrym i inteligentnym.
Wianuszek dziewczyn otaczał go już pod koniec gimnazjum, a gdy poszedł do liceum, zmieniał dziewczyny jak skarpetki.
W miesiącu miał kilka.
Bawił się nimi. Każdy to mówił i wiedział.
Jednak mimo to miał wielu przyjaciół, którzy nie pochwalali jego zachowania, ale wiedzieli, że to przecież jego życie.
Trudno było mu się oprzeć. Wysoki, wysportowany, białowłosy chłopak.
Niebieskie oczy i słodki uśmiech przyciągały każdą dziewczynę.
Kumple uwielbiali w nim to, że kochał dobrą zabawę i wiedzieli, że zawsze mogą do niego przyjść, gdy rzuciła ich laska.
Był lojalny wobec przyjaciół. Nigdy nie odbił dziewczyny swojego kumpla.
Nie potrafił. Nawet, gdy ona chciała, on odmawiał, krzycząc na nią, co sobie wyobraża, zdradzając jego przyjaciela. On, Jack.
Jak się poznali?
Jacka wyrzucili z liceum, w którym obecnie się uczył.
Przenieśli go do klasy, w której była Elsa. Dziewczyna pamięta ten dzień, gdy Jack wszedł do sali.
Każda z jej koleżanek od razu poprawiła włosy i uśmiechnęła się najsłodziej, jak potrafiła. On z niewinnym uśmieszkiem usiadł za Elsą.
Już wiedział, którą dziewczynę "zaliczy" jako pierwszą. Zawsze miał swój plan.
Podszedł do Elsy na długiej przerwie. Poprawił koszulę i wyszczerzył lśniące zęby. Przedstawił się i pocałował ją w dłoń.
Każda dziewczyna patrzyła na tą scenę z zazdrością w oczach.
Rozmawiali o jego poprzedniej szkole, o tej. Był miły i czarujący.
Potrafił urzec dziewczynę w 20 minut. Weszli razem do klasy, usiedli razem w ławce. Tak było przez najbliższy tydzień, aż Jack poprosił Elsę, aby się z nim umówiła. Nie zgodziła się.
Odeszła, pozostawiając Jacka otępiałego, wpatrującego się w jej postać odchodzącą powolnym krokiem.
Nie poddał się. Jeszcze żadna dziewczyna mu nie odmówiła. Wiedział, że wreszcie dojdzie do ich randki. Nie mylił się.
Krążył koło Elsy 2 tygodnie, aż wreszcie dziewczyna zgodziła się spotkać.
Spędzili bardzo miło czas.
Poszli na soczek, później do parku. Rozmawiali o wszystkim i o niczym.
Zarówno o ważnych sprawach, jak i o tych błahych. Czuli się przy sobie bardzo swobodnie. Odprowadził ją do domu, pocałował…
Pragnął tego. Nie dlatego, żeby ją "zaliczyć", ale żeby po prostu dotknąć jej lśniących ust. Oddała pocałunek.
Był krótki, ale na pewno na długo zapamiętany.
Jack nie wiedział, co się dzieje.
Spędzał z nią każdy dzień, każdą wolną chwilę. Czuł się przy niej tak błogo.
Pragnął dotykać jej włosów, całować usta, czuć jej obecność i zapach.
Pomyślał to pierwszy raz, gdy siedział z kumplami na piwie i ona weszła z koleżankami.
Takie niespodziewane spotkanie, w ogóle się nie umawiali.
Wtedy, patrząc na nią, jak tańczy i rusza biodrami, pomyślał: "O nie… To nie możliwe. To nie może być prawda. Ja ją naprawdę kocham... kocham". Pokochał ją. Pokochał jej słowa, oczy, czyny.
Chciał być z nią na zawsze. Na zawsze...
- Ty kochasz Elsę? Kochasz Ją? - usłyszał od swojej najlepszej przyjaciółki, gdy powiedział, co tak naprawdę czuje. Astrid - przyjaciółka od lat.
Nigdy nie popatrzyła na niego, jak na obiekt westchnień, tak samo było z nim.
Znali swoje słabości, swoje mocne strony, każdy grzech i każde marzenie. A teraz Astrid nie dowierzała własnym uszom.
Jack się zakochał! Casanova, jakich mało, kochał naprawdę.
- Powiedz jej to - poradziła mu Astrid.
- O nie. Tego nie zrobię. Nie wiem, czy ona mnie... - podparł policzek ręką i dalej kartkował zeszyt od biologii.
Astrid usiadła obok i oparła się o jego ramię.
- Jack, nie przejmuj się. Coś wymyślimy... Powiesz jej, nawet gdybyś nie był pewien jej uczuć, ważne, że będzie wiedzieć, że ją kochasz. A ja wiem, że to prawdziwa miłość, jeszcze nigdy nie powiedziałeś o żadnej dziewczynie, że ją kochasz.
W pewnym momencie zadzwonił telefon.
jack sięgnął do kieszeni po komórkę i odczytał sms-a: „Jestem w barze. Wpadnij. Muszę Ci coś powiedzieć. To ważne. Elsa".
Pojawił się po 10 minutach. Pocałował ją delikatnie w policzek i usiadł naprzeciw niej.
- Co się stało? - spytał naprawdę przejęty.
Martwił się, że coś się stało. Elsa siedziała smutna i zamyślona, aż w pewnej chwili rozpłakała się, zaniosła się strasznym płaczem.
Jack wyprowadził ją z baru. Poszli usiąść na ich ulubioną ławkę do pobliskiego parku. Przytulił ją.
Ona wtuliła się w niego i zaczęła szlochać. Nie wiedział, co się dzieje, co ma zrobić. Mówił, aby się uspokoiła, żeby mu powiedziała, co się stało, a ona jeszcze bardziej płakała. W końcu usiadła i powiedziała to w tak normalny, prosty sposób, jakby czytała książkę:
- Jestem chora. Wczoraj były ostatnie badania.
Mam raka mózgu. Lekarze dają mi małe szanse na przeżycie. Chemioterapia… chemioterapia chyba nic nie da…
Podniosła wzrok. Jack stał, patrzył się w jej cudownie niebieskie oczy i płakał. Pierwszy raz. Ona ciągnęła:
- Tak bardzo się cieszę, że cię poznałam. Chociaż wiem, że jestem kolejną twoją zdobyczą... ale się cieszę. Jesteś takim wartościowym chłopakiem. Tak bardzo... tak bardzo cię pokochałam.
Wtuliła się w niego. Przytulił ją tak bardzo mocno, jakby ostatni raz trzymał ją w ramionach. Stali tak chwilę. Odgarnął jej włosy i wyszeptał:
- Skarbie, ja też cię kocham. Naprawdę cię kocham. Z całego mojego serca.
Tylko ciebie. Zawsze ciebie. Musisz żyć. Musisz. Rozumiesz?
Miała pełno pomysłów na każdy dzień, na każdy wieczór.
To zawsze ona rozruszała każdą imprezę, nawet tę najsłabszą i nudną.
Miała wielu przyjaciół. Kochała ich z całego serca. Potrafiła nie spać całą noc, słuchając w słuchawce, jak jej najlepsza przyjaciółka opowiada o najcudowniejszej randce, jaką kiedykolwiek przeżyła.
Szczupła blondynka, duże niebieskie oczy... czasami wyglądała jak anioł.
Na ulicy każdy chłopak się za nią obejrzał.
Uśmiechała się i szła dalej. Dla niej wygląd nie miał znaczenia.
Pielęgnowała to, co w środku. A "tu" też była aniołem. Pomocna, uczynna.
Okaz energii. Ona, Elsa.
On uwielbiał imprezy, dziewczyny, alkohol i szybką jazdę.
Nauka szła mu ciężko, ale był chłopakiem bystrym i inteligentnym.
Wianuszek dziewczyn otaczał go już pod koniec gimnazjum, a gdy poszedł do liceum, zmieniał dziewczyny jak skarpetki.
W miesiącu miał kilka.
Bawił się nimi. Każdy to mówił i wiedział.
Jednak mimo to miał wielu przyjaciół, którzy nie pochwalali jego zachowania, ale wiedzieli, że to przecież jego życie.
Trudno było mu się oprzeć. Wysoki, wysportowany, białowłosy chłopak.
Niebieskie oczy i słodki uśmiech przyciągały każdą dziewczynę.
Kumple uwielbiali w nim to, że kochał dobrą zabawę i wiedzieli, że zawsze mogą do niego przyjść, gdy rzuciła ich laska.
Był lojalny wobec przyjaciół. Nigdy nie odbił dziewczyny swojego kumpla.
Nie potrafił. Nawet, gdy ona chciała, on odmawiał, krzycząc na nią, co sobie wyobraża, zdradzając jego przyjaciela. On, Jack.
Jak się poznali?
Jacka wyrzucili z liceum, w którym obecnie się uczył.
Przenieśli go do klasy, w której była Elsa. Dziewczyna pamięta ten dzień, gdy Jack wszedł do sali.
Każda z jej koleżanek od razu poprawiła włosy i uśmiechnęła się najsłodziej, jak potrafiła. On z niewinnym uśmieszkiem usiadł za Elsą.
Już wiedział, którą dziewczynę "zaliczy" jako pierwszą. Zawsze miał swój plan.
Podszedł do Elsy na długiej przerwie. Poprawił koszulę i wyszczerzył lśniące zęby. Przedstawił się i pocałował ją w dłoń.
Każda dziewczyna patrzyła na tą scenę z zazdrością w oczach.
Rozmawiali o jego poprzedniej szkole, o tej. Był miły i czarujący.
Potrafił urzec dziewczynę w 20 minut. Weszli razem do klasy, usiedli razem w ławce. Tak było przez najbliższy tydzień, aż Jack poprosił Elsę, aby się z nim umówiła. Nie zgodziła się.
Odeszła, pozostawiając Jacka otępiałego, wpatrującego się w jej postać odchodzącą powolnym krokiem.
Nie poddał się. Jeszcze żadna dziewczyna mu nie odmówiła. Wiedział, że wreszcie dojdzie do ich randki. Nie mylił się.
Krążył koło Elsy 2 tygodnie, aż wreszcie dziewczyna zgodziła się spotkać.
Spędzili bardzo miło czas.
Poszli na soczek, później do parku. Rozmawiali o wszystkim i o niczym.
Zarówno o ważnych sprawach, jak i o tych błahych. Czuli się przy sobie bardzo swobodnie. Odprowadził ją do domu, pocałował…
Pragnął tego. Nie dlatego, żeby ją "zaliczyć", ale żeby po prostu dotknąć jej lśniących ust. Oddała pocałunek.
Był krótki, ale na pewno na długo zapamiętany.
Jack nie wiedział, co się dzieje.
Spędzał z nią każdy dzień, każdą wolną chwilę. Czuł się przy niej tak błogo.
Pragnął dotykać jej włosów, całować usta, czuć jej obecność i zapach.
Pomyślał to pierwszy raz, gdy siedział z kumplami na piwie i ona weszła z koleżankami.
Takie niespodziewane spotkanie, w ogóle się nie umawiali.
Wtedy, patrząc na nią, jak tańczy i rusza biodrami, pomyślał: "O nie… To nie możliwe. To nie może być prawda. Ja ją naprawdę kocham... kocham". Pokochał ją. Pokochał jej słowa, oczy, czyny.
Chciał być z nią na zawsze. Na zawsze...
- Ty kochasz Elsę? Kochasz Ją? - usłyszał od swojej najlepszej przyjaciółki, gdy powiedział, co tak naprawdę czuje. Astrid - przyjaciółka od lat.
Nigdy nie popatrzyła na niego, jak na obiekt westchnień, tak samo było z nim.
Znali swoje słabości, swoje mocne strony, każdy grzech i każde marzenie. A teraz Astrid nie dowierzała własnym uszom.
Jack się zakochał! Casanova, jakich mało, kochał naprawdę.
- Powiedz jej to - poradziła mu Astrid.
- O nie. Tego nie zrobię. Nie wiem, czy ona mnie... - podparł policzek ręką i dalej kartkował zeszyt od biologii.
Astrid usiadła obok i oparła się o jego ramię.
- Jack, nie przejmuj się. Coś wymyślimy... Powiesz jej, nawet gdybyś nie był pewien jej uczuć, ważne, że będzie wiedzieć, że ją kochasz. A ja wiem, że to prawdziwa miłość, jeszcze nigdy nie powiedziałeś o żadnej dziewczynie, że ją kochasz.
W pewnym momencie zadzwonił telefon.
jack sięgnął do kieszeni po komórkę i odczytał sms-a: „Jestem w barze. Wpadnij. Muszę Ci coś powiedzieć. To ważne. Elsa".
Pojawił się po 10 minutach. Pocałował ją delikatnie w policzek i usiadł naprzeciw niej.
- Co się stało? - spytał naprawdę przejęty.
Martwił się, że coś się stało. Elsa siedziała smutna i zamyślona, aż w pewnej chwili rozpłakała się, zaniosła się strasznym płaczem.
Jack wyprowadził ją z baru. Poszli usiąść na ich ulubioną ławkę do pobliskiego parku. Przytulił ją.
Ona wtuliła się w niego i zaczęła szlochać. Nie wiedział, co się dzieje, co ma zrobić. Mówił, aby się uspokoiła, żeby mu powiedziała, co się stało, a ona jeszcze bardziej płakała. W końcu usiadła i powiedziała to w tak normalny, prosty sposób, jakby czytała książkę:
- Jestem chora. Wczoraj były ostatnie badania.
Mam raka mózgu. Lekarze dają mi małe szanse na przeżycie. Chemioterapia… chemioterapia chyba nic nie da…
Podniosła wzrok. Jack stał, patrzył się w jej cudownie niebieskie oczy i płakał. Pierwszy raz. Ona ciągnęła:
- Tak bardzo się cieszę, że cię poznałam. Chociaż wiem, że jestem kolejną twoją zdobyczą... ale się cieszę. Jesteś takim wartościowym chłopakiem. Tak bardzo... tak bardzo cię pokochałam.
Wtuliła się w niego. Przytulił ją tak bardzo mocno, jakby ostatni raz trzymał ją w ramionach. Stali tak chwilę. Odgarnął jej włosy i wyszeptał:
- Skarbie, ja też cię kocham. Naprawdę cię kocham. Z całego mojego serca.
Tylko ciebie. Zawsze ciebie. Musisz żyć. Musisz. Rozumiesz?
- Jak to? Co? Kiedy? Ale... Tak. Przyjadę. Mateusz rzucił telefonem o ścianę.
Osunął się na ziemię, przykrył twarz dłońmi i zaczął płakać. Jego mama weszła do kuchni.
Ukucnęła przy nim, a on wyrzucił z siebie potok słów, łkając przy tym jak małe dziecko.
- Umarła. Mój skarb. Lekarze dali jej rok, minęły 3 miesiące. Umarła. A mnie przy niej nie było...
Mama przytuliła go, chociaż wiedziała, że to i tak nie pomoże.
- Jack? Możesz przeczytać ostatni list Elsy?- zapytała go mama dziewczyny.
- Tak. Przeczytam.
Było tyle ludzi.
Wszyscy płakali. Jej ciało było ułożone w białej trumnie.
W niebieskiej sukience i w delikatnych loczkach wyglądała jak mały anioł. Była aniołem. Każdy był tego pewien. Mateusz stanął przy trumnie. Wyciągnął pogniecioną kartkę i zaczął czytać.
"Kochani!
Jestem taka słaba. Wybaczcie, że Was opuszczam.
Moje ciało, chociaż dusza... Dusza zawsze będzie z Wami.
Mamo, tato, dziękuje Wam za ciągłą opiekę i cierpliwość, to dzięki Wam zobaczyłam po raz pierwszy słońce, to dzięki Wam jestem.
Przyjaciele, kocham Was, wiecie, prawda? Ale chcę wam to teraz powiedzieć, przez Jacka. Kocham Was. Zawsze będę Was kochać. To wy dawaliście mi te chwile szczęścia. Dziękuję.
Jack, skarbie,
tak ciężko mi pisać do Ciebie. Kocham Cię. Kocham Cię czystą miłością. Zawsze tak będzie.
Pamiętaj.
Będę Twoim Aniołem Stróżem. Zawsze będę przy Tobie.
Gdy będzie Ci źle wznieść oczy ku górze, ja będę siedzieć na którejś z gwiazd. Naszych gwiazd. Będę na Ciebie tutaj czekać. A kiedyś znów zatańczymy razem...
Mamo, niech list przeczyta Jack.
Tylko on pewnie się teraz trzyma.
Skarbie, pomagaj moim rodzicom.
Oni potrzebują teraz mnie, ale Ty jesteś częścią mnie. Pamiętajcie wszyscy o tym...
Dziękuję…
Elsa"
Zgniótł kartkę w dłoniach. Zaczął płakać...
- Skarbie, spotkamy się. Obiecuję Ci najwspanialszy taniec... –powiedział, dotykając policzka dziewczyny.
Każdy podchodził do trumny, Jack odszedł na bok. Usiadł na ławce, wyjął kartkę, napisał coś…
Strzał.
- Jack!!! Nie…
Astrid zemdlała. Jack leżał w kałuży krwi.
Z pistoletem w dłoni. Czkawka, jej chłopak, podniósł kartkę leżącą obok. Zaczął czytać, łkając.
"Wybaczcie. Wybaczycie, wiem.
Poszedłem zatańczyć pierwszy i ostatni taniec w niebie z moim aniołem.
Będę z Wami. Tak samo jak nasz skarb.
Pochowajcie mnie obok Elsuni. Teraz... Proszę.
Chcę być z nią, Wybaczcie. Mamo, tato, Czkawka, trzymaj się stary. Astrid. Jeck, bracie, trzymaj się. Daria...Elsa nie zapomniała o tobie. Na pewno. Przepraszam rodziców Śnieżynki. Miałem pomóc...
Opowiem Wam kiedyś we śnie, co u nas.
Obiecuję. Kocham Was, ale mojego anioła bardziej...
Jack”
Ukucnęła przy nim, a on wyrzucił z siebie potok słów, łkając przy tym jak małe dziecko.
- Umarła. Mój skarb. Lekarze dali jej rok, minęły 3 miesiące. Umarła. A mnie przy niej nie było...
Mama przytuliła go, chociaż wiedziała, że to i tak nie pomoże.
- Jack? Możesz przeczytać ostatni list Elsy?- zapytała go mama dziewczyny.
- Tak. Przeczytam.
Było tyle ludzi.
Wszyscy płakali. Jej ciało było ułożone w białej trumnie.
W niebieskiej sukience i w delikatnych loczkach wyglądała jak mały anioł. Była aniołem. Każdy był tego pewien. Mateusz stanął przy trumnie. Wyciągnął pogniecioną kartkę i zaczął czytać.
"Kochani!
Jestem taka słaba. Wybaczcie, że Was opuszczam.
Moje ciało, chociaż dusza... Dusza zawsze będzie z Wami.
Mamo, tato, dziękuje Wam za ciągłą opiekę i cierpliwość, to dzięki Wam zobaczyłam po raz pierwszy słońce, to dzięki Wam jestem.
Przyjaciele, kocham Was, wiecie, prawda? Ale chcę wam to teraz powiedzieć, przez Jacka. Kocham Was. Zawsze będę Was kochać. To wy dawaliście mi te chwile szczęścia. Dziękuję.
Jack, skarbie,
tak ciężko mi pisać do Ciebie. Kocham Cię. Kocham Cię czystą miłością. Zawsze tak będzie.
Pamiętaj.
Będę Twoim Aniołem Stróżem. Zawsze będę przy Tobie.
Gdy będzie Ci źle wznieść oczy ku górze, ja będę siedzieć na którejś z gwiazd. Naszych gwiazd. Będę na Ciebie tutaj czekać. A kiedyś znów zatańczymy razem...
Mamo, niech list przeczyta Jack.
Tylko on pewnie się teraz trzyma.
Skarbie, pomagaj moim rodzicom.
Oni potrzebują teraz mnie, ale Ty jesteś częścią mnie. Pamiętajcie wszyscy o tym...
Dziękuję…
Elsa"
Zgniótł kartkę w dłoniach. Zaczął płakać...
- Skarbie, spotkamy się. Obiecuję Ci najwspanialszy taniec... –powiedział, dotykając policzka dziewczyny.
Każdy podchodził do trumny, Jack odszedł na bok. Usiadł na ławce, wyjął kartkę, napisał coś…
Strzał.
- Jack!!! Nie…
Astrid zemdlała. Jack leżał w kałuży krwi.
Z pistoletem w dłoni. Czkawka, jej chłopak, podniósł kartkę leżącą obok. Zaczął czytać, łkając.
"Wybaczcie. Wybaczycie, wiem.
Poszedłem zatańczyć pierwszy i ostatni taniec w niebie z moim aniołem.
Będę z Wami. Tak samo jak nasz skarb.
Pochowajcie mnie obok Elsuni. Teraz... Proszę.
Chcę być z nią, Wybaczcie. Mamo, tato, Czkawka, trzymaj się stary. Astrid. Jeck, bracie, trzymaj się. Daria...Elsa nie zapomniała o tobie. Na pewno. Przepraszam rodziców Śnieżynki. Miałem pomóc...
Opowiem Wam kiedyś we śnie, co u nas.
Obiecuję. Kocham Was, ale mojego anioła bardziej...
Jack”
Pochowano go obok Elsy. Na grobie napisano: ,,Ona była moim sercem, a przecież bez serca nie da się żyć"
Smutne:( Ale piękne. Link: http://its-mee.bloog.pl/id,4307545,title,Prawdziwa-historia-o-milosci,index.html?smoybbtticaid=615824
To po liście dodałam ja z innej historii.
A teraz coś wesołego!. A tam wyżej umieściłam sama siebie i Jecka. No sorry, musiałam! I coś wesołego:
Pewnego pieknego zimowego dnia, a dokładnie było to 08.12.08r. dziewczyna o imieniu Elsa poszła z koleżankami na dysktekę. Było tam dużo fajnych chłopaków, aż w końcu do Elsy podszedł wysoki białowłosy o niebieskich oczach i zaczęli rozmawiać.
- Cześć! Jestem Jack. Pogadamy?
- Hej! Miło mi, ja jestem Elsa.
- Może wyjdziemy na zewntąrz pogadać?
- Ok.
I tak rozmawiali chyba ze dwie godziny, aż chłopak powiedział dziewczynie:
- No, bo wiesz ty mi się bardz podobasz i….
- Ty mi także się podobasz. Dokończ proszę to co chciałeś powiedzieć.
- Czy chcesz ze mna chodzić?
- Tak.
Chłopak przytulił do siebie dziewczynę, a ona go pocałowała. I podała mu swój numer telefonu. I poszli tańczyć. Po dwóch tygodniach chłopak dzwoni do dziewczyny i prosi o spodkanie:
- Cześć!
- Hej!
- Czy moglibyśmy o 15:00 dzisiaj spodkać się w parku?
- Tak, ale czy coś się stało?
- Tak.
- Ok. To będę czekać. Pa
- Pa.
O godzinie 15:00 w parku.
- Cześć!
- Cześć! Co się stało?
- No, bo musimy porozmawiać.
- Ale o czym, co się stało?
- Bo widzisz ja się w Tobie zakochałem odrazu no i nie powiedziałem Ci wszystkiego.
- To znaczy czego?
- Bo ja nie jestem z tąd i jutro wyjeżdżam. Mieszkam na Biegónie północnym.
- Co? Przecież to strasznie daleko.
- Tak wiem, ale ja muszę wyjechać.
- A co będzie z nam?
- No chyba musimy się rozstać.
- Ale dlaczego, ja tak bardzo Cie kocham.
- No ja wiem, ja też Cie kocham i zależy mi na Tobie.
- Ale przecież jesteś już pełnoletni i nie możesz tu zamieszkać?
- Strażnicy mi nie pozwolą.
Dziewczyna rozpłakała się, a chłopak ją przytulił i pocałował na pożegnanie. Następnie powiedział:
- Muszę już iść. Będę dzwonił i pisał codziennie.
- Ok. Pa. KOCHAM CIę!!!
- Ja też Cię kocham. Pa
I rozeszli się. Gdy Elsa zaszła do domu była cała zapłakana, poszła do swojego pokoju. Wzięła kartkę i długopis, napisała list. Następnie poszła do łazienki i wzięła do ręki żyletkę. Po 5 minutach do łazienki weszła mama Elsy, gdzie zobaczyła ja w kauży krwi. Szybko zadzwoniła po pogotowie. Elsa w karetce odzyskała przytomność i powiedziała do mamy, która siedziała obok niej trzymając ją za rekę:
- Musiałam to zrobić. Nie chciałam zostawić go samego, bo go kocham. Proszę mamo zadzwoń do Jacka.
- Dobrze zadzwonię.
Rozmowa mamy i Jacka przez telefon:
- Jack?
- Tak, a kto mówi?
- Mama Elsy, bo Els jest w szpitalu, pocięła się, bo nie chciała żebyś wyjeżdżał.
- Ale czy ona żyje?
- Tak żyje.
- To ja postaram się jeszcze dzisiaj przyjechać.
- Dobrze, to Dozobaczenia.
- Dowidzenia!
Na drugi dzień w szpitalu:
- Cześć kochanie. Bałem się o Ciebie i przyjechałem najszybciej jak się dało. I mogę Ci obiecać, że nigdy już Cię nie zostawię.
- Dziękuje, że jesteś przy mnie.
- Zamieszkamy razem?
- Oczywiście.
Przytulił dziewczynę i pocałował ją. Po tygodniu, gdy wyszła ze szpitala zamieszkali razem. Ponieważ stwierdzili, że są dla siebie stworzeni. Po jakimś roku Jack oświadczył się Elsie. Zgodziła się bez wachania. Następnie po 5 latach od zarenczyn Elsa powiedziała Jackowi, że jest w ciąży i pobrali się. Elsa urodziła syna, dali naimię mu Jeck. I byli bardzo szczęśliwi.
To było piękne. A przynamniej ja tak sądzę. Tym razem zmieniłam tylko imiona. Link:http://smutne-wesole-historie-milosne.blog.onet.pl/
Nazwa:Wspaniała miłość!
Niedługo dam jeszcze jakieś historię o hiccstrid, mnie i Jecku (no sorry za bardzo go lubie by go komuś oddać.)
To by było na tyle więc...do zobaczenia, papa, cześć!
~Daria
BOSKIE! Przy pierwszej historii poleciały mi 2 łzy z oka.....KOCHAM CIE!!! ( ale nie na poważnie ...xd) kocham płakać przy smutnych historiach i miłości.. ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na rozdział (prawdziwy)
Daria...? Obraziłaś się...? Czemu już nie komasz mojego bloga...? Co zrobiłam źle?! ;-;?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!???!???!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?
OdpowiedzUsuńBo rozdziału nie ma! A ja być baaardzo ciekawa! Kinia ty też dodać rozdział!!! Ale już!
UsuńOh, kochana. Rozdział ostatnio dodałam, a jutro postaram się napisać następny! :* :* :*
Usuń